Spółka Admiral Boats inwestuje w możliwości produkcyjne zakupionej w 2013 r. stoczni rzecznej w Tczewie. Do lutego przyszłego roku zakończy się budowa hali, w której produkowane będą duże elementy z laminatu. Docelowo spółka planuje skonsolidować produkcję w dwóch miejscach – w siedzibie zakładu w Bojanie koło Gdyni oraz w Tczewie, gdzie będą powstawać również wielkogabarytowe elementy stalowe.

‒ Basen portowy, pochylnia, urządzenia skipowe i duża powierzchnia hal przemysłowych idealnie nadają się do tego, by produkować tam duże elementy zarówno stalowych okrętów, jak i lądowych. I w tym kierunku między innymi będziemy rozwijać jedną z naszych gałęzi działalności – zapowiada w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Andrzej Bartoszewicz, prezes zarządu Admiral Boats.

Spółka zakupiła majątek po upadłej Stoczni Tczew już w maju 2013 r. Pierwsze łodzie wyprodukowane w nowych zakładach opuściły Tczew w marcu br. Admiral Boats rozpoczął duży program inwestycyjny w tej stoczni. Jak podkreśla Bartoszewicz, zakłada on stopniowy rozwój, a pierwszy etap rozbudowy zakończy się już wkrótce.

‒ Proces inwestycyjny, który sobie założyliśmy, czyli dobudowanie hali i modernizację obecnej infrastruktury, planujemy zakończyć najpóźniej do lutego przyszłego roku – mówi Bartoszewicz.

Nowy zakład produkcyjny to dla spółki również szansa na konsolidację produkcji i tym samym redukcję kosztów. Siedziba firmy mieści się w Bojanie, nieopodal Gdyni, ok. 60 km od Tczewa. Możliwości produkcyjne zakładów w Bojanie nie były jednak wystarczające i dotychczas spółka musiała wynajmować hale w trzech innych miejscowościach.

Bartoszewicz podkreśla, że takie rozwiązanie było nieefektywne kosztowo oraz z punktu widzenia zarządzania. Wyklucza jednak zmianę siedziby spółki lub rezygnację z produkcji w Bojanie, również ze względu na pracowników.

‒ Nie zawsze wszystkim pracownikom będzie służyło przeniesienie produkcji w jedno miejsce, a my staramy się uwzględniać także dobro pracowników. Nie ma też powodu, by pozbywać się nieruchomości, które są naszą własnością. Sprzedawanie ich w tej chwili nie wydaje mi się rozsądne – podkreśla Bartoszewicz.