Protekcjonizm, czy lojalność wobec polskich produktów i producentów – jak można zdefiniować współczesny patriotyzm gospodarczy w dobie globalizacji ? To hasło pojawiło się ostatnio na ustach polityków i biznesmenów budząc we wszystkich emocje. 

W trakcie inauguracji programu „Globalna firma”, 18 stycznia, jedynym z głównych tematów dyskusji był patriotyzm gospodarczy. Rzadko używane pojęcie może stać się  wiodącym hasłem najbliższych miesięcy, gdyż minister gospodarki, Janusz Piechociński, zapowiedział całą serię debat poświęconych temu zagadnieniu.

- "Patriotyzm ekonomiczny" - to zbitka pojęciowa rzadko spotykana nie tylko w fachowej literaturze z zakresu nauk społecznych, ale także w mowie potocznej.- pisze prof. Andrzej K. Koźmiński z łódzkiego Centrum Myśli-Polityczno Prawnej im. Alexisa de Tocqueville’a.

Termin patriotyzm gospodarczy potrafi zbudzić skrajne emocje, z uwagi na fakt, iż silnie kojarzy się ze zjawiskiem protekcjonalizmu, ingerencji państwowej i wykluczenia. Są to pojęcia, które wydają się nie mieć miejsca we współczesnej Europie, gdzie wspólny rynek zakłada równość wszystkich podmiotów w państwach członkowskich. Czy jednak rzeczywiście tak jest? Nie zgadzają się z tym przedstawiciele środowisk biznesowych, którzy wskazują na dominację zachodniego kapitału w „nowych” krajach Europy.

- Efekt (dominacji silnych interesów starych” Europejczyków – przyp. red.) jest taki, że po 20 latach tak prowadzonej polityki w wielu obszarach gospodarki własność znacznej części, a nawet całości wielu branż w krajach Europy Środkowej należy do kapitału zachodniego. Na dodatek zjawisku temu nie towarzyszy otwartość w krajach Europy Zachodniej na pracowników i usługi pochodzące z Europy Środkowej. Skutkiem tych dysproporcji stają się narastające frustracje społeczne we wszystkich społeczeństwach Europy Środkowej. – mówił podczas inauguracji Krzysztof Domarecki, założyciel i przewodniczący rady nadzorczej Grupy Selena.


Domarecki przypomniał wywiad Leszka Balcerowicza dla gazety „Die Welt”, w którym były minister finansów mówił „My w Europie Środkowej i Wschodniej otworzyliśmy się szeroko na zachodnie usługi. Mógł do nas wejść nawet Deutsche Bank. Natomiast polskiego hydraulika uznano w Europie Zachodniej za diabła z piekła rodem. Wolny rynek musi zostać zrealizowany do końca”.

Podobna myśl towarzyszyła wypowiedzi Domareckiego, który podkreślał, że zarówno Polska, jak i cały region źle wyszedł na wejściu na wspólny rynek.

- Skądinąd coraz mocniej uzasadnione są zarzuty, że z biznesowego punktu widzenia ta transakcja była fatalna już na samym początku. My wam tanio sprzedajemy banki, przedsiębiorstwa, cementownie i cukrownie, a wy pozwolicie nam pracować u siebie. Na dodatek okazało się jeszcze, że nawet w tak niekorzystnej transakcji jej reguły nie są dotrzymywane. My sprzedaliśmy przedsiębiorstwa, ale nasi pracownicy są dyskryminowani w Niemczech na wielką skalę – powiedział dosadnie prezes Grupy Selena. Jego wypowiedź spotkała się z oklaskami.

W tym duchu wypowiedział się również prezes Związku Przedsiębiorców i  Pracodawców w liście otwartym do ministra Piechocińskiego.

- Zwracam się do Pana z pytaniem – czy nie czas na jego zmianę? Czy nie nadszedł czas, żeby to rząd wykazał się patriotyzmem gospodarczym i skończył wreszcie z nienormalną sytuacją, w której polskie prawo umożliwia zagranicznym korporacjom nie płacenie podatków w Polsce i cały ciężar utrzymania Państwa przerzucony jest na  dyskryminowany sektor MSP, z którego danin dodatkowo fundowane są różne granty i ulgi dla koncernów, żeby „przyciągnąć je do Polski” – napisał Cezary Kaźmierczak w odpowiedzi na wystąpienie inauguracyjne wicepremiera.

Odpowiedzią na problemy może być właśnie wzmocnienie polskiego patriotyzmu, manifestowanego poprzez patriotyzm gospodarczy, rozumiany jak wzmocnienie polskiej siły gospodarczej, promocja eksportu i polskich firm oraz wspieranie ich zarówno na rodzimym rynku, jak i na arenie międzynarodowej.

– Chcemy poprawić wizerunek rodzimych firm wśród partnerów międzynarodowych, a także ułatwić dostęp do informacji o Polsce i możliwościach nawiązania kontaktów biznesowych z naszymi przedsiębiorcami. Wsparciem objęliśmy m.in. branże meblarską, produkcję jachtów i łodzi rekreacyjnych, budownictwo, kosmetyki, przemysł obronny czy żywność – tak o programie „Promocja polskiej gospodarki na rynkach międzynarodowych” przypomniał wicepremier Piechociński.

Jeden program to za mało. Potrzebne jest zaangażowanie zarówno przedsiębiorców, jak i państwa. Patriotyzm gospodarczy cechuje większość państw, które odnoszą największe sukcesy gospodarcze, takie jak Chiny, Niemcy, Stany Zjednoczone. Liderem we wsparciu rodzimych firm są Niemcy, którzy starają się nawiązać kontakty gospodarcze na całym świecie, w czym wspiera ich linia lotnicza Lufthansa mająca połączenie z większością miast na świecie. Również arabskie linie lotnicze wspierają ekspansję swoich biznesmenów, o czym może świadczyć chociażby powstanie połączenia Dubaj-Warszawa. Tym czasem polski LOT po raz kolejny przeżywa problemy finansowe, zaś  stałe połączenie z ważnym dla Polski partnerem jakim są Chiny uruchomiono dopiero w 2012 roku, po 10 latach przerwy.

Również polska kadra dyplomatyczna nie jest wystarczająco liczna, jak na wyzwania gospodarcze jakie czekają nasz kraj.

- Polski personel zajmujący się wspieraniem obecności polskich firm na rynku chińskim liczy mniej niż 10 osób. Pracują one głównie w Wydziale Promocji Handlu i Inwestycji Ambasady Polskiej w Pekinie i w Konsulacie w Szanghaju. Tymczasem ze strony niemieckiej, w Niemieckiej Izbie Przemysłowo-Handlowej w Chinach, w wydziale ekonomicznym ambasady, w izbach branżowych itp. pracuje w Chinach ponad tysiąc osób – zauważył Domarecki.

Natomiast Małgorzata Starczewska-Bieniek z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych zauważyła, że nawet jeżeli rządowa delegacja zabiera ze sobą reprezentantów polskich firm, to w rozmowach z przedstawicielami obcych rządów nie potrafią promować polskich firm.


- Wydaje mi się, że państwo nie jest gotowe na współpracę z biznesem i promocję gospodarczą – powiedziała ekonomistka PKPP Lewiatan.

- Oczekuje od państwa tylko jednego: reagowania choćby w Komisji Europejskiej na łamanie przepisów antymonopolowych przez zagraniczną konkurencję. Ze wszystkim innym sam sobie poradzę, nie chcę żadnej pomocy publicznej. Zresztą i tak z dotacji unijnych nie korzystam. Zbyt to skomplikowane i szkoda mi czasu. Wolę zająć się pracą – mówił Ryszrd Florek, prezes firmy Faro.

Zdjęcia z inauguracji programu GGlobalna firma" można znaleźć w Galerii.