Strefy popierają wszyscy zainteresowani poza Ministerstwem Finansów, ale nawet najgorętsi zwolennicy zwracają uwagę na to, że sposób działania SSE wymaga zmian.

Od kilku miesięcy trwa kampania lobbująca na rzecz przedłużenia istnienia specjalnych stref ekonomicznych do co najmniej 2026 roku. W jej ramach w marcu odbyła się konferencja Ministerstwa Gospodarki oraz konferencji SSE „Budowa przewag konkurencyjnych. Rola specjalnych stref ekonomicznych”.

Spotkanie było cenne nie tylko z uwagi na licznych ekspertów biorących udział w dyskusji, ale również ze względu na pojawiające się głosy krytyki, które zmusiły przedstawicieli MG do przyznania, że rola stref wymaga przedefiniowania.

Jednym z zarzutów przedstawianych przez Ministerstwo Finansów jest wspieranie przez strefy regionów, które i tak są silne dzięki tradycjom przemysłowym.

– Czy specjalne strefy ekonomiczne są dźwignią zrównoważonego rozwoju regionalnego? Nie, bo najwięcej miejsc pracy przybywa w strefach: katowickiej, wałbrzyskiej, łódzkiej i tarnobrzeskiej, a najmniej – w słupskiej, suwalskiej i warmińsko-mazurskiej. Wspierają one regiony atrakcyjne gospodarczo – powiedział Maciej Grabowski, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów.

Pozostali eksperci przypomnieli jednak, że SSE początkowo tworzone były w rejonach o najtrudniejszej sytuacji gospodarczej, w tym w miejsce likwidowanych zakładów przemysłowych.

– Czasami wspieranie mocnych wspiera również słabszych. Minister Grabowski miał rację, że SSE są miejscami z tradycjami przemysłowymi, ale tam było też najwięcej procesów przystosowawczych – podkreślił Krzysztof Krystowski, prezes Bumaru, który buduje fabrykę broni na terenie Tarnobrzeskiej SSE.

– Tworzenie stref tylko w miejscach, gdzie jest wysokie bezrobocie, jest mało efektywne. Są bowiem miejsca, gdzie jest wysokie bezrobocie, ale jest również niski kapitał społeczny i stworzenie tam strefy nie przyniesie rezultatów – dodał Piotr Wojaczek, prezes Katowickiej SSE.

Przedstawiciel Ministerstwa Finansów zwrócił również uwagę, że wysokość nakładów inwestycyjnych w strefach związana jest ściśle z koniunkturą gospodarczą.

– Chcielibyśmy, by było dokładnie odwrotnie: by wspierać inwestycje, gdy zwalnia gospodarka – argumentował Grabowski.

– Oczekiwania, że inwestycje będą wyższe w czasach kryzysu są nierealne. To tak jakby, kiedy wysycha Nil oczekiwać, że na nawadnianych z jego wód polach będzie więcej wody – ostro zareagował Jerzy Buzek, przewodniczący Parlamentu Europejskiego w latach 2009–2012.

Innym powtarzanym argumentem MF jest, że na terenie stref powstają inwestycje mało innowacyjne, w tym produkcja świec, bielizny, sztucznej biżuterii czy usługi logistyczne.

– Pytanie, czy należy wspierać tego typu inwestycje – zapytał wiceminister Grabowski.

Z tym argumentem nie polemizowano, a minister gospodarki Janusz Piechociński, przyznał, że trwają dyskusje nad tym, jak zmienić sytuację.

– Musimy zastanowić się, jak premiować tych, którzy przynoszą innowacyjne pomysły. Nie chcemy być krajem, który dostarcza tylko surowców. Będziemy szukać mechanizmów wspierania tych sprowadzających technikę i technologię – zapewnił minister Piechociński.

Jednak rozmowy nad sposobem zmiany działania SSE zdominowała kwestia, czy Polska może sobie pozwolić na rezygnację ze stref w czasach trudnej sytuacji gospodarczej. Głośno mówiono o tym, co jest już tajemnicą poliszynela – pozostałe kraje Europy stosują mechanizm interwencjonizmu państwowego, a nasze dotychczasowe przewagi takie jak niskie koszty siły roboczej tracą na znaczeniu w konkurencji z tańszą Rumunią czy Bułgarią.

– Skoro nasi konkurenci wspierają inwestorów to czy Polskę stać, żeby przestać ich wspierać? Warto przedłużyć dziś funkcjonowanie stref, by po okresie niepewności gospodarczej w latach 2013 i 2014 inwestorzy zdecydowali się na inwestycje u nas – zauważył Janusz Piechociński.

Często wymieniany był przykład Czech, gdzie nie tylko inwestor może w dowolnym miejscu stworzyć SSE, ale również otrzymać grant do wysokości 5 proc. wartości inwestycji i 10 lat zwolnień podatkowych.

O znaczeniu zwolnień podatkowych mówili również sami inwestorzy, podkreślając, że zwolnienia w SSE mogą być decydującym argumentem przeważającym na korzyść Polski decyzję o lokalizacji nowej produkcji.

– Jestem zwolennikiem stref. Od 2015 r. wynegocjowaliśmy produkcję Astry V generacji m.in. dzięki zwolnieniom w strefie. Za 2 lata będę negocjował produkcję Astry VI generacji. Jeśli nie będę mógł jej produkować na terenie SSE będę miał mniej argumentów – zauważył Andrzej Korpak, dyrektor zakładu General Motors Manufacturing Polska.

– Nasz oddział konkuruje z innymi krajami o kapitał. Podczas gdy w latach 90. tania siła robocza była argumentem za Polską, teraz już tak nie jest. Strefa jest takim języczkiem u wagi, chociaż nie jest decydująca – dodała przedstawicielka International Paper.

W trakcie dyskusji minister Piechociński podkreślał, że rząd mówi jednym głosem, a kwestia SSE to wewnętrzna dyskusja, która ma na celu ulepszyć sposób działania SSE.

– Zaproponuję powiększenie nadzoru właścicielskiego MF nad specjalnym strefami ekonomicznymi, aby minister finansów miał większy wpływ na zapadające decyzje – powiedział na koniec minister Piechociński.

To może być rozwiązanie ciągnącego się od kilku miesięcy sporu. Projekt rozporządzenia wydłużającego działanie SSE do 2026 r. trafił pod rządowe obrady na początku roku. Premier Tusk nakazał resortom osiągnięcie konsensusu w tej sprawie.