Z Michaelem Kernem, dyrektorem generalnym Polsko-Niemieckiej Izby Handlowej (AHK Polska), o klimacie inwestycyjnym w Polsce rozmawia Marta Śniegocka.
Co powoduje, że Polska jest atrakcyjna dla niemieckich inwestorów?
Zgodnie z badaniem AHK (Badanie Atrakcyjności Inwestycyjnej Krajów Europy Środkowo-Wschodniej AHK 2014) główne czynniki to oczywiście członkostwo w Unii Europejskiej, ale to również mają Czechy czy Węgry; motywacja, edukacja i produktywność polskich pracowników oraz dostępność lokalnych dostawców. Dodatkowo, ważna jest także stabilność polityczna, w szczególności w porównaniu z innymi krajami regionu.
Co zagraża pierwszemu miejscu Polski w ranking AHK?
Na przykład edukacja i szkolnictwo zawodowe. Część niemieckich firm będzie miała problemy z pozyskaniem wykwalifikowanej siły roboczej, szczególnie pracowników fizycznych. Nie teraz, ale w ciągu 5-10 lat. To będzie zagrożeniem dla firm, jeśli nie będą mogły pozyskać w przyszłości potrzebnych pracowników fizycznych.
Czy polski rząd pomaga rozwiązać ten problem?
Tak, widzimy to. Słyszymy również wiele od Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych oraz Specjalnych Stref Ekonomicznych na temat podejmowanych przez nie działań na rzecz szkolenia zawodowego.
Niemieckie firmy są znane z zaangażowana inwestycyjnego w jednym kraju przez dłuższych okres. Czy jest Pan zaniepokojony problemami demograficznymi w Polsce i możliwością braku dostępności siły roboczej?
Polska i Niemcy mają mniej więcej ten sam problem. Dlatego oprócz szkolenia zawodowego, ważnym zadaniem Polski jest inwestowanie w edukację i badania i rozwój. Polska nie może dłużej opierać się na niskich kosztach pracy, ponieważ już ich nie ma. Są inne kraje z niższymi kosztami pracy. Dlatego problem z demografią powinien być rozpatrywany również w tej perspektywie. Tym ważniejsze jest zatem inwestowanie w badania i rozwój, aby zwiększyć produktywność w Polsce.
W badaniu AHK największymi rywalami Polski są Czechy i Estonia, które depczą nam po piętach. Czego możemy nauczyć się od tych państw?
To są mniejsze państwa, ale oczywiście zawsze można się czegoś od nich nauczyć, w szczególności z ich błędów. Czechy są groźnym rywalem Polski, w szczególności jeśli chodzi o niemieckich inwestorów, ponieważ sąsiadują ze sobą i niemieckie firmy zaczynały inwestować zwykle tam, zanim poszły do Polski. Czego Polska może się nauczyć? Cóż, Czechy zdobyły pierwszą pozycję 5-6 lat temu. Jednak ich polityczna niestabilność i wzrastająca korupcja spowodowały, że klimat inwestycyjny się zepsuł.
Czy sądzi Pan, że zmniejszenie pomocy regionalnej po 1 lipca wpłynie na niemieckie inwestycje w Polsce?
Oczywiście będzie to miało wpływ, ale pomoc publiczna to tylko jeden z elementów procesu decyzyjnego. Inne to dostępność siły roboczej, transport, czy infrastruktura. Zatem zachęty inwestycyjne są tylko jednym z czynników i nie należy ich przeceniać.
Czy przewiduje Pan wzrost wartości niemieckich inwestycji w Polsce? Czy myśli Pan, że będzie ich więcej, niż w 2013 roku?
Sądzę, że ich wartość będzie wyższa, chociażby z powodu dwóch dużych niemieckich inwestycji: z sektora chemicznego i motoryzacyjnego. Obserwuję również wzrost liczby małych i średnich firm z Niemiec inwestujących w Polsce.
Czy uważa Pan, że sytuacja na Ukrainie wpłynie na atrakcyjność inwestycyjną Polski?
Nie sądzę, przynajmniej jeśli rozważamy tylko inwestycje. A przynajmniej nie w negatywny sposób. Być może firmy, które myślały o inwestowaniu na Ukrainie, teraz wybiorą Polskę. Jednak nie widzę bezpośredniego wpływu na ten moment.