Z Piotrem Wojaczkiem, prezesem Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, która w tym roku obchodzi jubileusz 15-lecia swojego istnienia, rozmawia Marta Śniegocka.

Katowicka SSE liczy sobie już 15 lat. Proszę powiedzieć, jak przez ten czas zmieniała się strefa, jej zadania i obszar działania?
Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna została powołana w 1996 roku w celu wspierania procesów restrukturyzacji regionu śląskiego, poprzez przyciąganie inwestycji tworzących nowoczesne miejsca pracy. W ciągu 15 lat staliśmy się największą strefą ekonomiczną w Polsce pod względem powierzchni (blisko 2 tys. hektarów), wielkości inwestycji oraz zatrudnienia, i to u nas powstają najnowocześniejsze (najdroższe) miejsca pracy. Z całą pewnością można powiedzieć, że nie był to czas stracony. Udało nam się pozyskać ponad 200 projektów przemysłowych. Firmy zainwestowały łącznie już 4,4 mld euro oraz utworzyły około 44 tys. miejsc pracy. Rozpoczynaliśmy od powierzchni niewiele ponad 800 hektarów, jednak w 1996 roku ani jeden metr z tych gruntów nie należał do spółki zarządzającej, a to nam powierzono zadanie uzbrojenia i przygotowania nieruchomości dla inwestorów. Wartość prac wyceniono na 200 milionów złotych, co było absolutnie poza naszymi możliwościami. Dzisiaj sytuacja na szczęście wygląda inaczej.

Pamięta Pan jak przebiegał proces pozyskiwania do strefy pierwszego inwestora?
W pozyskaniu pierwszego, i póki co największego inwestora katowickiej strefy, nie mieliśmy zbyt wielkiego udziału. Mowa oczywiście o zakładzie General Motors w Gliwicach, gdzie decyzja lokalizacyjna została podjęta na skutek działań ówczesnego resortu przemysłu i handlu, którego ministrem był Klemens Ścierski. W kuszeniu Opla istotną rolę odegrał także samorząd gliwicki i prezydent Zygmunt Frankiewicz, których starania okazały się skuteczne.

Gdyby miał Pan wskazać swój największy sukces jako prezesa KSSE, to jaki fakt zasłużyłby na to miano?
Za niewątpliwy sukces uważam skuteczne wdrażanie w życie strategii równomiernego wpływu strefy na rozwój województwa. Nie zamknęliśmy się na nowe tereny, poszerzaliśmy obszar strefy w nowych gminach. Charakterystyka aglomeracji śląskiej i województwa śląskiego stwarzały duże szanse i pokusę do rozwoju wewnątrz a nie na zewnątrz. Na szczęście udało nam się uniknąć pewnej centralizacji, bo obecnie katowicka strefa to blisko 2 tys. hektarów w ponad 40 gminach, a na początku jej istnienia było ich zaledwie 8. Duża część naszej oferty inwestycyjnej znajduje się również na terenie województwa opolskiego, którego oferta ma zdecydowanie komplementarny charakter i upatrujemy w tym przypadku dodatkowych korzyści z efektu synergii.

Czym zarządzana przez Pana strefa różni się od innych SSE?
Nie ma w Polsce, ani na całym świecie, dwóch identycznych specjalnych stref ekonomicznych. Każda ma swoje atuty, które próbuje podkreślać i wykorzystywać, ale także wady, które stara się w miarę możliwości niwelować. Katowicka SSE, na nasze szczęście, już na początku miała zdecydowanie więcej zalet niż wad jako potencjalne miejsce inwestycyjne.

To znaczy?
Atuty strefy wypływają oczywiście ze specyfiki regionu Górnego Śląska i całej południowej Polski. To przede wszystkim wykwalifikowane zasoby ludzkie, które w połączeniu z przemysłową historią regionu i szczególnym etosem pracy tutejszych pracowników, po dziś dzień są naszym najważniejszym atutem i największym wyróżnikiem.

Niektórzy z inwestorów już po raz trzeci inwestują w KSSE. Co Pana zdaniem przyciąga ich na te tereny?

Mimo, że podobne czynniki przyciągają nowych inwestorów i powodują, że ci istniejący decydują się pozostać w KSSE, należy rozróżnić te dwa rodzaje decyzji. Reinwestycja jest dla nas ostatecznym dowodem, że inwestor nie żałuje wcześniej podjętej decyzji o ulokowaniu się na Śląsku. Na pewno ważny jest jeszcze niewykorzystany potencjał regionu, a inwestor widząc to dostrzega także szansę rozwoju swojego przedsiębiorstwa. Prawdopodobnie ważniejszą rzeczą przy decyzji o reinwestycji jest prosta analiza kosztów stworzenia np. nowej linii produkcyjnej tutaj i kosztów budowy nowego zakładu w innym miejscu, bardziej atrakcyjnym np. pod względem kosztów pracy. Jestem pewien, że jeszcze długo ta pierwsza alternatywa będzie wygrywać, ponieważ inwestorzy przez kilkanaście lat działania w KSSE zdążyli stworzyć rozwiązania organizacyjne, kadrowe i techniczne, których wdrożenie w innym miejscu będzie zbyt czasochłonne i kapitałochłonne. Obecnie inwestorzy chcą się rozwijać, ale jednocześnie są ostrożniejsi w wydawaniu pieniędzy niż kilka lat temu, więc w obecnej sytuacji reinwestycje w istniejące zakłady są dla nich najlepszym rozwiązaniem. Jednocześnie takie dzisiejsze wybory rokują dla nas dobrze na przyszłość, kiedy po kryzysie do gry wrócą „duże pieniądze” naszych klientów.

W jak dużej mierze KSSE przyczyniła się i przyczynia do rozwoju województwa śląskiego?
Jak wcześniej wspomniałem, firmy strefowe zatrudniają obecnie ok. 44 tys. pracowników. Porównując tę liczbę z liczbą ludności województwa, może się ona wydawać niewielka, ale należy pamiętać o kilku rzeczach. Z badań wynika, że jedno miejsce pracy w strefie generuje 2-3 (w motoryzacji nawet do 4) miejsc pracy poza strefą. Mowa np. o usługach ochroniarskich, spedycyjnych i dziesiątkach innych. Wtedy rzeczywistą kreację miejsc pracy można oszacować na poziomie ok. 200 tys. miejsc pracy, a to już sporo. Strefowe miejsca pracy to także nowe technologie i zagraniczny kapitał inwestycyjny.

Jak wyglądało pozyskanie gmin jako partnerów w podstrefach?

W pierwszych latach naszej działalności nie było nic dziwnego w tym, że miasta i gminy, gdzie znajdowała się strefa, niechętnie i z rezerwą podchodziły do inwestycji w infrastrukturę terenów SSE. Było to dla gmin tym bardziej kłopotliwe i ryzykowne, ponieważ decyzję o budowie dróg dojazdowych w szczerym polu, poza centrum miasta - zamiast ulepszenia infrastruktury miejskiej - trzeba było obronić przed mieszkańcami. Wtedy, mimo olbrzymiego potencjału, który nie dla wszystkich był widoczny, nikt nie mógł zagwarantować, że te inwestycje się zwrócą. Na szczęście kilka gmin podjęło to ryzyko, które w rezultacie bardzo im się opłaciło. Dzisiaj mamy już więcej doświadczenia we współpracy z gminami i łatwiej nam jest je przekonać do partycypacji w kosztach uzbrojenia terenów inwestycyjnych.

Okres działania SSE w Polsce przedłużono do 2020 roku. Jak Pan sądzi, za kilka lat można spodziewać się takiego samego ruchu, tj. przedłużenia tego czasu, czy rok 2020 rzeczywiście będzie tą ostateczną datą dla SSE? Jakie byłoby Pana życzenie?
Skoro mechanizm specjalnych stref ekonomicznych działa dobrze, to moim zdaniem powinien działać jak najdłużej, gdyż dodatkowo, jako pomoc publiczna z budżetu państwa, jest jednocześnie dla niego bardziej przyjazna. Nie oznacza to natomiast, że nie powinien być on dostosowywany do nowych realiów. Śląsk i Polska nie są już takie same co 5, 10 czy 15 lat temu, dlatego strefy także już tak nie wyglądają. Większość SSE w Polsce zdążyła okrzepnąć i mniej więcej da się określić, która branża jest dominująca. My mamy to szczęście, że nie mamy problemu z określeniem, która branża jest dominująca w KSSE. Jest to oczywiście motoryzacja. Wydaje mi się, że naturalną ścieżką rozwoju SSE jest dostrojenie się do struktury inwestorów jaka na dzień dzisiejszy zdążyła się ukształtować i odgrywanie roli katalizatora procesów integracji wewnątrz branży. Obecnie jesteśmy w trakcie uruchamiania projektu „Silesia Automotive” - platformy wymiany doświadczeń i wzajemnej kooperacji firm z branży motoryzacyjnej. Niemniej uważam, że SSE pomimo konieczności przekształceń, powinny pozostać przy swojej pierwotnej misji, czyli pozyskiwaniu nowych projektów inwestycyjnych i kuszeniu ich tym samym narzędziem, które było nam dane kilkanaście lat temu. Pomoc publiczna, mimo że już nie najważniejsza, dalej jest ważnym czynnikiem wpływającym na naszą atrakcyjność. W chwili obecnej ważna jest konsekwencja w naszych działaniach – skoro inwestor w zamian za ulgę w CIT zobowiązał się do realizacji projektu inwestycyjnego i spełnił warunki jakie zostały mu postawione (bardzo często znacznie je przekraczając), z naszej strony musimy zrobić wszystko, aby móc dotrzymać naszych zobowiązań wobec inwestorów.

Czy zatem fakt, że za 9 lat polskie SSE przestaną funkcjonować, stanowi dla zarządu katowickiej strefy przeszkodę w obecnej działalności?
Data zakończenia SSE w 2020 roku już powoli zaczyna nam przeszkadzać, a z roku na rok odebranie (ze względu na kurczący się czas istnienia) pomocy publicznej przez naszych inwestorów, będzie coraz trudniejsze. Przedłużenie okresu istnienia SSE byłoby słusznym posunięciem, ale nie jest to jedyna zmiana, która sprawi, że SSE będą się dalej rozwijać. Dzisiaj najważniejsze jest dla nas pozyskiwanie nowych inwestycji, jednocześnie zdecydowanie coraz ważniejszym staje się ich jak najdłuższe zatrzymanie. Niestety, musimy się przyzwyczajać do tego, że nasi inwestorzy w swoim biznesowym marszu wpadli do nas na „chwilę”, to znaczy ok. 15-20 lat. Dlatego też istotne jest to, co po sobie zostawią, a to zależy w dużej mierze od nas samych.