Rosnące koszty wykonawstwa, siły roboczej i gruntów inwestycyjnych to jedyne kłopoty, z jakimi w najbliższej przyszłości borykać się będzie polski rynek nieruchomości mieszkaniowych i komercyjnych. Działające w tej branży firmy przeżywają obecnie bezprecedensowy boom i najlepszy okres w historii – tak w skrócie podsumować można wnioski po 8. edycji konferencji „Forum Rynku Nieruchomości”, którą firma Nowy Adres S.A. zorganizowała w dniach 7-8 czerwca w sopockim hotelu Sheraton.

Konferencje pod szyldem „FRN” to największe i najbardziej prestiżowe wydarzenia na polskim rynku nieruchomości. W tym roku w Sopocie spotkała się rekordowa liczba, blisko 630 najważniejszych graczy z branży: przedstawicieli firm deweloperskich, banków, pośredników finansowych, agencji doradczych oraz generalnych wykonawców z kraju i zagranicy. Za pomocą systemu „Match Maker” - narzędzia umożliwiającego uczestnikom konferencji organizowanych przez Nowy Adres S.A. aranżowanie spotkań biznesowych na dwa tygodnie przed i podczas samego wydarzenia umówiono ponad… spotkań!

Ogromnym zainteresowaniem cieszyła się otwierająca konferencję prezentacja znanego psychologa biznesu, Jacka Santorskiego. – Od kryzysu w 2008 roku firmy nie mogą już wydawać więcej na kije i marchewki. Kije się stępiły, a marchewki, jako utrwalające system hierarchiczny, już nie wystarczą. Jeśli firma ma konkurować innowacyjnością, otwartością
i elastycznością, potrzebuje pracowników zaangażowanych – mówił Santorski, nawiązując do zmian demograficznych, jakie mają miejsce na rynku pracy. Tzw. millenialsi - którzy coraz częściej zatrudniani są także w firmach działających na rynku nieruchomości - są znacznie bardziej mobilni niż starsze pokolenie i nie wystarcza im sama pensja. Według Santorskiego jeśli nie czują oni emocjonalnej więzi z danym miejscem pracy, bez zbędnego wahania zmieniają je na inne.

W mieszkaniówce nieustające święto

Największe powody do zadowolenia mogą mieć deweloperzy mieszkaniowi. Na rynku panuje bezprecedensowy boom - klienci walą drzwiami i oknami, a wprowadzane do sprzedaży mieszkania wyprzedają się na pniu jeszcze na etapie tzw. „dziury w ziemi”. – To cudowny rynek – mówiła Katarzyna Kuniewicz, partner w firmie doradczej REAS. – Od pięciu lat mieszkaniówka rok do roku rośnie o 17-20 proc. Sprzedaż jest coraz większa we wszystkich dużych miastach Polski. Co ważne podkreślenia, na horyzoncie nie widać zbyt wielu ciemnych chmur. Głód mieszkań w Polsce pozostaje ogromny - choć dostępne oszacowania i analizy rynkowe znacznie różnią się od siebie, eksperci są zgodni, że w naszym kraju wciąż brakuje co najmniej miliona jednostek mieszkalnych. Stopy procentowe utrzymują się na rekordowo niskich poziomach, co ma przełożenie na powszechną dostępność tanich kredytów hipotecznych. Polacy - i nie tylko oni - wciąż dysponują ogromną ilością gotówki, którą chcą inwestować w mieszkania na wynajem. W nieodległej przyszłości możemy jednak spodziewać się podwyżek cen mieszkań, i co za tym idzie – prawdopodobnej lekkiej korekty popytu. Deweloperom bowiem zaczyna brakować działek pod zabudowę, a te dostępne na rynku gruntów osiągają astronomiczne ceny. Sporym problemem dla branży może też być wzrost cen wykonawstwa oraz brak rąk do pracy w budowlance, któremu zaradzić nie jest w stanie nawet napływ dziesiątek tysięcy pracowników z Ukrainy i Białorusi. 

Nie tylko Ukraińcy

Wspomniani przybysze zza wschodniej granicy stanowią coraz większą grupę nabywców na polskim rynku mieszkaniowym. Ale nie tylko oni. – W naszych inwestycjach z segmentu premium w Warszawie całe pakiety wykończonych lokali jako inwestycję kupują hindusi. Na Ochocie dużą grupę naszych klientów stanowią Wietnamczycy, w Miasteczku Wilanów - Francuzi, Brytyjczycy, ale także Chińczycy i Turcy. Kupują zarówno na własne potrzeby, jak z myślą o wynajmie tych lokali – wyliczała Katarzyna Rauber z firmy Yareal. Jej słowa potwierdzał Piotr Puchała, prezes zarządu firmy deweloperskiej Prestige, budującej m.in. aparthotele nad Bałtykiem. – Wśród zagranicznych klientów w naszej inwestycji w Międzyzdrojach dominują Niemcy i Skandynawowie. Wiemy, że tylko niewielka część z nich ma polskie korzenie, polskiego małżonka lub myśli o stałym pobycie w naszym kraju. Stąd też jestem zdania, że dla większości z zagranicznych nabywców aparthotele na wybrzeżu Bałtyku to czysta inwestycja, gwarantowana przez pełne obłożenie w sezonie i rozwiniętą infrastrukturę turystyczną – mówił Puchała. Dodał jednak, że w niektórych lokalizacjach dużych miast gros zagranicznych nabywców stanowią faktycznie Ukraińcy: – W jednej z naszych inwestycji z segmentu popularnego w podwarszawskim Piasecznie na 120 mieszkań aż 17 sprzedaliśmy nabywcom z Ukrainy. Ale to nie jest tak, że kupują oni wyłącznie najtańsze mieszkania: 2 z 15 ekskluzywnych domów, budowanych przez nas na Kabatach, po dwa miliony złotych każdy, trafiły właśnie do klientów z tego kraju.

Co wiedzą o nas galerie handlowe?

Rynek nieruchomości handlowych również pozostaje w dobrej kondycji, choć wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę uderzyło dość mocno w najemców z branży gastronomicznej oraz rozrywkowej. Zmiany technologiczne i demograficzne - takie jak rozwój e-handlu i coraz większy odsetek ludzi młodych robiących zakupy w centrach handlowych - wymuszają na właścicielach i zarządcach tych obiektów coraz większą elastyczność i kreatywność. – Handel bardzo się zmienił w ciągu ostatnich   20 lat, dziś samo kupowanie jest po prostu nudne. Ludzie chodzą teraz tam, gdzie się dobrze czują, gdzie mogą przeżyć coś ciekawego, a nie tylko zaspokoić swoje potrzeby zakupowe. Rynek jedzenia poza domem rozwija się bardzo dynamicznie i nie mówię tu tylko o fastfoodach, które dotąd dominowały w obiektach handlowych, ale normalnych restauracjach, klubach, rozrywce. Coraz więcej pieniędzy przeznacza się na dzieci, stąd też mocniejsza obecność najemców z branży edutainment.

Z drugiej strony, najemcy z szeroko pojętego sektora modowego redukują zajmowaną powierzchnię, jako że duża część ich obrotów przenosi się do sieci za pośrednictwem e-handlu. Nie uciekniemy przed Internetem, musimy z nim koegzystować. Im bardziej te dwa światy - handlu tradycyjnego i internetowego będą się przenikać, tym lepiej dla obu – mówił Andrzej Jarosz, dyrektor ds. badania rynku i PR firmy Mayland.  Jeszcze dalej w przyszłość w swoich prognozach wybiegł Michał Górski, CEO firmy Schwitzke Górski: – O ile dziś  wirtualna czy rozszerzona rzeczywistość to tylko ciekawostka, pop-up do przyciągania klientów, to już niebawem wpływ technologii na nabywców będzie miał niebagatelne znaczenie. Wszyscy nosimy komórki, będące nierzadko zaawansowanymi technologicznie komputerami, zakupy są rejestrowane elektronicznie, jesteśmy łatwo policzalni, nietrudno nas zidentyfikować i posegregować, wiadomo o jakiej godzinie przychodzą jacy klienci itp. Daje to nowe możliwości zmierzenia, zważenia i dostosowania komunikatów do tego, aby jak lepiej docierać do klientów. Jednak z tych narzędzi należy korzystać mądrze. Andrzej Jarosz był jednak innego zdania: – Galerie chyba jednak nie wiedzą zbyt wiele, poza tym, kto z jakich sklepów korzysta. Czasami komuś z dnia na dzień diametralnie zmieniają się potrzeby i profil zakupowy, bo na przykład urodziło mu się dziecko. Wiemy i będziemy wiedzieć mniej niż Google i firmy z sektora e-commerce, które do zawarcia transakcji wymagają bogatego wachlarza danych i zgód marketingowych.

W magazynach też świeci słońce

Handel w Internecie ma również ogromny wpływ na rozwój rynku nieruchomości magazynowych i logistycznych. – e-commerce napędza rozwój tego rynku. Firmy handlujące w sieci co roku notują wzrost przychodów o 20-40 proc. Ten rynek ma jeszcze olbrzymi potencjał rozwoju, dzięki czemu ewentualne spowolnienia w branży magazynowej będą krótkotrwałe. Tani kapitał jest wciąż dostępny, podobnie jak niedrogie grunty pod nowe inwestycje. Jedyne zagrożenia widzę w malejącej dostępności siły roboczej i rosnących szybko kosztach wykonawstwa, które w ciągu ostatnich 12 miesięcy podskoczyły nam o 30 proc. – przewiduje Marek Dobrzycki, dyrektor zarządzający na Europę firmy deweloperskiej Panattoni Europe. Szerokie perspektywy rozwoju rozpościerają się także przed rynkiem tzw. magazynów self-storage, czyli niewielkich powierzchni magazynowych wynajmowanych przez osoby prywatne na własne potrzeby (bo np. nie posiadają własnej komórki lokatorskiej). W panelu dyskusyjnym, w którym wzięli udział m.in. Rennie Schafer, prezydent Europejskiej Federacji Stowarzyszeń Self-Storage (FEDESSA) i Guy Pinsent, prezes jednego z branżowych liderów, firmy Less Mess Storage debatowano m.in. o traktowaniu obiektów self storage jako produktów inwestycyjnych. I choć jest na to jeszcze trochę za wcześnie, rozwój rynku tego typu powierzchni magazynowych będzie współgrał wraz z ekspansją sektora mieszkaniowego. A dla niego - jak już wspomniano - prognozy są bardziej niż optymistyczne.